niedziela, 5 maja 2013

Mike Johnson - Year Of Mondays (1996)

Dzisiaj napiszemy nieco o kolejnej gwieździe, twórcy który zasługuje na najwyższy szacunek i uznanie, jak to się mówi w pewnych kręgach, a w innych - na tzw. propsy (dropsy? na dropsów to nawet cały wagon zasługuje chłopina). Dlatego w swej wspaniałomyślności poświęcamy mu wpis. Niech korzysta z popularności naszego bloga! Urodził się bowiem taki człowiek, którego nazwano Mike Johnson. To na razie niewiele mówi, bo i Mike'ów Johnsonów w Ameryce pełno. Ale wziął ten człek gitarę w dłoń, zaczął śpiewać, współpracował z zespołem Dinosaur Jr. i Markiem Laneganem. W tym wpisie jest ważny dlatego, że stworzył taki album, który się tytułuje jako: "Year Of Mondays". Rzecz to kwalifikowana przez muzykologów jako jakieś alternatywne country, niezależny rock. Mamy tutaj gitary basowe, akustyczne, skrzypce a także słodkie duety wokalne z jakąś panią. My to w redakcji nazywamy dołującym country dla koneserów tematu. Rzeczony Mike Johnson ujął nas głębokim głosem, którym wyśpiewuje swoje smętne ballady. Z resztą popatrzcie tylko na okładkę. Mówi sama za siebie. Wyobraźcie sobie, że stanowi ona graficzny zapis nastroju tej płyty. O! I o czym tutaj jeszcze więcej pisać? Pan na niej uwieczniony wygląda jakby opłakiwał fakt wysypania (wszystkich) jego płatków śniadaniowych na podłogę przy próbie otwarcia opakowania.

http://www.youtube.com/watch?v=BVz1PXa042M

Wyróżnione utwory: One Way Out, Where Am I?, Left In The Dark, Way It Will Be Too Far
Werdykt: warto posłuchać przed swoim pogrzebem! (dla miłośników tematu)

propsy - (p)yszne dropsy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz