sobota, 18 maja 2013

Hermann Hesse - Siddhartha

Świeżo po przeczytaniu książki doszliśmy do wniosku: tak, to jest coś, co można ludziom polecić. Ta niedługa książka Hermanna Hessego (powinna liczyć nie więcej niż 200 stron, w zależności od wydania), niemieckojęzycznego noblisty znanego szerzej dzięki "Wilkowi Stepowemu", stanowi jakby beletrystyczną syntezę buddyzmu. Dzieło to napisane jest jasnym, prostym i przejrzystym stylem, któremu nie sposób odmówić elegancji. Dyskretny urok Orientu roztacza się na kartach powieści i idzie w parze z rozwojem sylwetki głównego bohatera. Sięgając po tą książkę wyruszamy w podróż ze Siddharthą, człowiekiem poszukującym sensu istnienia i własnego miejsca w świecie. Tytułowy Siddhartha, wraz ze swym przyjacielem Gowindą, spotyka na swojej drodzę samego Buddę. Jednak coś sprawia, że podważa sens nauk głoszonych przez tego przywódcę duchowego, opuszcza Gowindę który przystał do jego zakonu i sam wyrusza w podróż "do własnego ja". Co z tej podróży wyniknie i gdzie się ona skończy? Po te odpowiedzi zapraszamy serdecznie do lektury.

niedziela, 12 maja 2013

Fiodor Dostojewski - Notatki (Zapiski) z podziemia




Dziś pragniemy Wam polecić pewną niedługą, ale wyjątkową książkę. Nazywa się "Notatki (Zapiski) z podziemia" (nie mylić z "Zapiskami z domu umarłych"!). Co czyni ją taką niezwykłą? Jest to mianowicie jedna z tych powieści, które potrafią odmienić pogląd na rzeczywistość i zawładnąć czytelnikiem przynajmniej na pewien czas. Mamy tu do czynienia z przerażającą kontestacją rozumu, cywilizacji i wolnej woli, która czyniona jest z perspektywy emerytowanego urzędnika państwowego zamieszkałego w nędznej klicie w Petersburgu. Jest to człowiek wysoce inteligentny i obdarzony ponadprzeciętną samoświadomością. Sam siebie z kolei nazywa "robakiem". Chłodny świat w którym osadzona jest ta nowela wytyczany jest przez ponury horyzont myślowy narratora. Relacje międzyludzkie ograniczają się do gry dominacji i podległości. Nie ma tu miejsca na przyjaźń, miłość, "sentymentalizm". W sferze filozoficznej mamy tu do czynienia z niezwykle frapującym dylematem. Odwoływanie się człowieka do rozumu przedstawione jest jako pewna aberracja, coś chorobliwego i nienaturalnego. Stawia to jednocześnie pod znakiem zapytania sens kultury tworzonej przez ludzkość oraz jej utylitarystyczne dążenia do zapewnienia szczęścia jak największej ilości osób. Bohater zazdrości innym mogącym działać bez zastanowienia. Sam z kolei podlega pewnemu intelektualnemu zniewoleniu, paraliżowi woli, a przy tym doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Wyostrzona świadomość narratora stanowi jedynie źródło cierpienia, które nasz przewrotny bohater akceptuje i rozsmakowuje się w swoim pożałowania godnym położeniu, na przekór wszystkiemu, "ze złej woli".
Książka stanowi niewątpliwie ciężką lekturę a jej nastrój jest duszny i przytłaczający. To o niej Fryderyk Nietzsche miał powiedzieć: "prawda krzyczy w tym dziele" i to ona stała się inspiracją do napisania scenariusza do "Taksówkarza" Martina Scorsese. Dzieło doczekało się także ekranizacji w 1995 roku przez niejakiego Gary'ego Walkowa z Henrym Czernym w roli głównej. Polecamy natarczywie tym, dla których proza Fiodora Dostojewskiego nie kończy się na przeczytanej z musu w szkole średniej "Zbrodni i karze" oraz dla tych, którzy uwielbiają prozę o tematyce psychologicznej i egzystencjalnej.

Zachęcający kadr z ekranizacji "Notatek z podziemia" z 1995 r.

piątek, 10 maja 2013

The Sound - From The Lion's Mouth (1981)

The Sound - From The Lion's Mouth (1981)


http://www.youtube.com/watch?v=wO8w6bAjeMM

Dzisiaj kolejna z płyt zaliczanych przez nas do tych nie dość znanych, nie dość kochanych. Mowa o "From The Lion's Mouth" zespołu The Sound wydanej w 1981 roku. Wielu spośród recenzentów, krytyków muzycznych uznawało wielkość tego pochodzącego z Anglii zespołu i stawiało go na równi z takimi tuzami jak "Echo & The Bunnymen", "The Psychedelic Furs" czy wreszcie "Joy Division". Jednak nie udało mu się nigdy odnieść odpowiednio dużego komercyjnego sukcesu. Zostawiając ten temat na boku, należy przyznać, że na tej bardzo udanej płycie mamy do czynienia z typowymi post-punkowymi brzmieniami: nerwowymi gitarowymi riffami, analityczną perkusją i chłodnymi klawiszami. Całości dopełnia wokal Adriana Borlanda (brzmi jak brat-bliźniak Adama Smitha z The Cure) oraz miłe niektórym (a niektórym wręcz przeciwnie) teksty przepełnione egzystencjalnym spleenem. Przy tym o tyle mamy do czynienia z ciekawą rzeczą, że nasz wokalista na samym początku krążka wyśpiewuje całkiem optymistyczny tekst do piosenki "Winning", o tym jak "staczał się na dno", a jakoś udało mu się z tego stanu wyjść. Niestety, te - jakby się mogło wydawać - autobiograficzne wyznania okazały się nie być do końca trafne, gdyż Adrian Borland od kilkunastu lat borykał się z ciężką depresją, aż w końcu pewnego dnia postanowił przerwać swój żywot, rzucając się pod pociąg w wieku 41 lat. Została jednak po człowieku np. ta znakomita płyta, której odsłuchanie może poniekąd stanowić pokrewne doświadczenie do odsłuchania "Closer" Joy Division, gdyż krąży nad nią widmo podobnej samobójczej tragedii.

Adrian Borland

środa, 8 maja 2013

Właściwy pogląd

Dziś pragniemy podzielić się z Wami jedną, rewolucyjną myślą, która pchnie Was na wyżyny rozwoju osobistego. Są takie sytuacje, gdy człowieka paraliżuje lęk. Strach przed nowym daje o sobie znać, gdy uczestniczy się w nieznanych nam wcześniej sytuacjach. To ograniczające uczucie zapewne ma za zadanie utrzymać człowieka przy życiu, jednak przy tym bardzo często krępuje go i przeszkadza mu w realizacji jego zamierzeń. Jest prosty sposób na walkę z tą emocją, który otworzy przed Wami miriady możliwości. Trzeba tylko wypracować w sobie zdrowy i właściwy pogląd na rzeczywistość. Wtedy będzie można robić co tylko się zechce... Nie nosić szalika w zimie, jeść chipsy, spać bez poduszki, nie oddawać książek do biblioteki w terminie, nie odrabiać zadań z religii itp. Lista przykładowych możliwości nie ma końca i jest ograniczona jedynie przez ludzką fantazję. Wystarczy tylko zawsze nosić w świadomości jedną prostą myśl: "co może mi się stać? NAJWYŻEJ UMRĘ! :))." Nie będzie to przecież nic niezwykłego, ani nic co stanowiłoby jakąkolwiek różnicę w ludzkim świecie, w którym jedynie tymczasowo stanowisz ~1/7.000.800.000 cząsteczkę. Z tą krzepiącą myślą zostawiamy Was na ten dzień.

poniedziałek, 6 maja 2013

Panie Premierze, jak śnić?

Johann Heinrich Muesli - Bezpodusie

Od pewnego czasu myśli naszej redakcji zaprzątały sprawy snu. Kwestia poduszek, tych tajemniczych przedmiotów nie dawała nam zasnąć. Zawsze zdawało się nam, że stanowią one pewien luksusowy zbytek. Ale w jakim byliśmy błędzie!

Panie, wstańże z ziemi! Nie wolnoć zażywać rozkoszy sennych z poduszki pominięciem! Pewnikiem rychłego pomięszania zmysłów gotóweś dostać!

Nasze prywatne śledztwo przywiodło nas do uznania bezapelacyjnie, że poduszki są niezbędnymi wręcz przedmiotami, a ich nieodzowność jest niekwestionowana. Poduszki od wieków stosowane są, aby nie dopuścić do wtargnięcia złych demonów przez tył głowy.

Franciszek Goj - Kiedy bez poduszki śpisz, budzą się demony
Poduszka stanowi magiczną barierę, dzięki której zły duch nie jest w stanie przeniknąć do duszy człowieka. Dawniej zdarzało się, że ludzie spali bez poduszek i wszelakie nieszczęścia takowych nieszczęśników nawiedzały, a ciemnota i zabobon panoszyły się w najlepsze. Znalazło to swoją bogatą dokumentację w licznych dziełach sztuki malarskiej.

Śpisz na łokciu? Murzyn już na Ciebie czyha...
Cóż pozostaje nam powiedzieć. Dzisiaj na szczęście cieszymy się szerszym dostępem do poduszek, które obecnie montuje się nawet w samochodach, żeby i tam na wypadek snu zła mara nie miała do nas dostępu. Całej naszej redakcji zdarzało się spać bez poduszek i przestrzegamy przed takimi wybrykami. Gdy już raz wejdzie się na tą drogę, nie ma z niej odwrotu. Umysł ulega powolnemu rozkładowi.

Szaleniec śniący bez poduszki w tramwaju. Do jego głowy zakradają się demony i kreują ferment. Przykład współczesny. XXI wiek.


niedziela, 5 maja 2013

Jak wzmocnić swoją siłę perswazji?

"Proszę mi wybaczyć tą niewczesną bezpośredniość...(*świst*) ale stanowczo nie mogę się zgodzić z lansowaną przez Pana tezą (*świst*), jakoby Quentin Tarantino miał w świecie filmu reprezentować reżyserski kunszt dorównujący (*świst*) dorobkowi ubóstwianego przeze mnie Andrieja Tarkowskiego... Pozostaje mi jedynie (*świst*) żywić głęboką nadzieję, że zrewiduje Pan swój pogląd na tę sprawę i wkrótce poinformuje mnie o owocach swoich dociekań... (*świst*)"
Life-coach-supervising-management-team w naszej redaction przygotował kolejny post dotyczący kategorii self-development. Dziś opiszemy metodę do osiągnięcia targetu pod nazwą: większa siła perswazji. Z pewnością wielu z Was zdarzyło się niegdyś natrafić na moment w dyskusji ze swoim interlokutorem, kiedy to nie chciał on przyjąć do wiadomości pewnego prostego faktu. Trwał w błędzie. Obstawał przy swoim, a Wy czuliście, że czynione przez Was próby argumentacji nie wywołują swojego zamierzonego efektu. Być może odczuwaliście wtedy, że czegoś brakowało w Waszej dyskusji, dzięki czemu jedna ze stron mogłaby wygrać z drugą, wykazać jej ignorancję i objąć nad nią przewagę. My wiemy czego brakowało. Brakowało noża. Oddziaływanie tego przedmiotu nie sprowadza się przecież do sfery racjonalnej, do argumentacji. Z tą rzeczą można podziałać na emocje, a ludzie często zdają się miewać skłonność do kierowania się emocjami w życiu. W tym tkwi sekret. W celu wzmocnienia siły swojej perswazji proponujemy zaopatrzyć się w cokolwiek z poniższych: scyzoryk, śrubokręt, nożyk, nóż, maczetę. Długość przyrządu powinna być dostosowana do pożądanego przez nas efektu. W trakcie wygłaszania swoich racji radzimy żywiołowo gestykulować ręką dzierżącą wzmiankowany przedmiot. Efekty przyjdą same. Wystarczy poczekać na to, aż intelektualny adwersarz ulegnie pod naporem naszej argumentacji.

Jak schudnąć?

Nasza redakcja rozwija się jak porządna zaraza, dlatego proponujemy Wam serię wpisów spod znaku: (niedo)rozwój osobisty. Mianowicie: w pewnych miejscach na świecie mamy do czynienia z tak wielkim dobrobytem, że przeradza się on w przepych i rozpasanie. Ciężko nawet to sobie uzmysłowić i pojąć rozumem, ale gdzieniegdzie ludzie cieszą się posiadaniem dachu nad głową, tzw. centralnym ogrzewaniem, ciepłą odzieżą (którą wymieniają/wyrzucają bez zużycia poprzedniej), poduszkami itp. Z ich kranów, zupełnie do woli, płynie strumieniami zimna bądź ciepła woda... (niekiedy nawet można sobie dobrać odpowiednią temperaturę manipulując zimnym i ciepłym strumieniem) Nie dla nich nadpleśniały chleb i jedzenie ziemniaków w pierwszej fazie gnilnej. Nie dla nich sfermentowane pomarańcze. W swym braku umiarkowania niekiedy nawet nie oblizują spodnich warstw wieczek po jogurtach. Niektórzy spośród tych ludzi mają tendencję do tzw. tycia. Gdy ich ciało nabiera coraz bardziej pulchnych kształtów z tego powodu, to niektórzy z nich płaczą. Im właśnie poświęcamy ten wpis. Mamy proste remedium na ich bolączkę. Mianowicie: następnym razem gdy wybiorą się na szał zakupów do Biedronki, proponujemy im aby kupili co mają kupić, przynieśli to do mieszkania, wsadzili to do lodówki i... spożywali tylko to aż do następnych zakupów. Taki wybieg powinien zaowocować:
1. Oszczędnością.
2. Powstaniem nowych wymyślnych dań (seler z keczupem, czekolada z pasztetem, kefir z majonezem).
3. Spodziewanym spadkiem wagi.
Perspektywa jedzenia szpinaku z vegetą nie jest przecież tak kusząca, jak jedzenie "normalnych" dań. W sytuacji ograniczenia puli dostępnych składników ludzie są zmuszeni żywić się tym, co posiadają aktualnie pod ręką. Ten system odżywiania się został obliczony na hamowanie (i tak już rozbuchanego) ludzkiego apetytu. Życzymy efektów w jego wdrażaniu i czekamy na pierwsze głosy zachwytu.

centralne ogrzewanie - system ogrzewania pomieszczeń, który polega na instalacji tzw. kaloryferów (żelastwo przytwierdzone do ścian), które oddają ciepło otoczeniu (niesamowite...)
tyć - choroba od której pęcznieje ciało
Człowiek cierpiący na tycia, czyli tzw. "tyci człowiek"

Spotify

Będziecie się cieszyć tak jak ta pani

Od pewnego czasu funkcjonuje taki program jak Spotify. Pewnie większość z Was już o nim słyszała, no ale przecież to nie Gwiazda Betlejemska i istnieją przecież tacy, co to nie słyszeli i nie widzieli. Do rzeczy: program ten umożliwia legalne słuchanie muzyki za darmo (przy opcji darmowej trzeba znosić reklamy, przy opcji płatnej trzeba uiszczać abonamentum). Fajne to jest dlatego, że nie potrzebujemy zbyt dużo przestrzeni dyskowej aby posłuchać utworów pogrupowanych ładnie w albumy. Muzyka jest odtwarzana na bieżąco za pomocą połączenia internetowego. Polecamy ten wynalazek nowoczesnej technologii.

https://www.spotify.com/pl

Gwiazda Betlejemska - rzecz niemal równie popularna jak pentagram, a bardziej "poprawna politycznie".



Mike Johnson - Year Of Mondays (1996)

Dzisiaj napiszemy nieco o kolejnej gwieździe, twórcy który zasługuje na najwyższy szacunek i uznanie, jak to się mówi w pewnych kręgach, a w innych - na tzw. propsy (dropsy? na dropsów to nawet cały wagon zasługuje chłopina). Dlatego w swej wspaniałomyślności poświęcamy mu wpis. Niech korzysta z popularności naszego bloga! Urodził się bowiem taki człowiek, którego nazwano Mike Johnson. To na razie niewiele mówi, bo i Mike'ów Johnsonów w Ameryce pełno. Ale wziął ten człek gitarę w dłoń, zaczął śpiewać, współpracował z zespołem Dinosaur Jr. i Markiem Laneganem. W tym wpisie jest ważny dlatego, że stworzył taki album, który się tytułuje jako: "Year Of Mondays". Rzecz to kwalifikowana przez muzykologów jako jakieś alternatywne country, niezależny rock. Mamy tutaj gitary basowe, akustyczne, skrzypce a także słodkie duety wokalne z jakąś panią. My to w redakcji nazywamy dołującym country dla koneserów tematu. Rzeczony Mike Johnson ujął nas głębokim głosem, którym wyśpiewuje swoje smętne ballady. Z resztą popatrzcie tylko na okładkę. Mówi sama za siebie. Wyobraźcie sobie, że stanowi ona graficzny zapis nastroju tej płyty. O! I o czym tutaj jeszcze więcej pisać? Pan na niej uwieczniony wygląda jakby opłakiwał fakt wysypania (wszystkich) jego płatków śniadaniowych na podłogę przy próbie otwarcia opakowania.

http://www.youtube.com/watch?v=BVz1PXa042M

Wyróżnione utwory: One Way Out, Where Am I?, Left In The Dark, Way It Will Be Too Far
Werdykt: warto posłuchać przed swoim pogrzebem! (dla miłośników tematu)

propsy - (p)yszne dropsy

sobota, 4 maja 2013

Anatomia człowieka

Naszedł nas pomysł, że być może warto byłoby się nauczyć jak mniej więcej funkcjonuje ludzkie ciało i z czego się właściwie składa, żeby nie musieć później świecić ignorancją w towarzystwie jak księżyc w pełni na tle bezgwiezdnej nocy, a przynajmniej wiedzieć co takiego właściwie będzie się rozkładać z naszych ciał, gdy już umrzemy i umieć to nazwać ex ante. Ludzie zazwyczaj wynoszą ta wiedzę z nauki biologii w podstawówce, ale nasza redakcja nie jest równie bystra i potrzebowała repety. Odpaliliśmy więc ten oto program:

https://www.biodigitalhuman.com/home/

Program przedstawia trójwymiarowy model człowieka i zdaje się, że jest to swego rodzaju rewolucja, bo chyba nigdy wcześniej zwykły śmiertelnik nie mógł z taką dokładnością i w trójwymiarze obejrzeć nie-swojego rectum intestinum. My w każdym razie jesteśmy zachwyceni.

ex ante - przed czymś, wprzódy
rectum intestinum - odbytnica

The Black Swans - Occasion For Song (2012)

Pisząc tytuł tego wpisu mieliśmy na myśli, że pewnie trafi tu jakaś zbłąkana dusza poszukująca informacji o filmie znanym z angielska jako "The Black Swan", bądź amerykańskim "Swans". Tak to już jest z tym... "rynkiem sztuki", że pewne rzeczy na nim wydają się nie być dostatecznie chętnie czytane, oglądane lub słuchane. Nie na tyle, na ile by zasługiwały. Niedostateczną publicité cieszy (bądź nie cieszy) się naszym zdaniem zespół The Black Swans pochodzący z amerykańskiego miasta Columbus w stanie Ohio. The Black Swans zajmują się czymś, co ludzie określają mianem folka, rocka, alternatywnego rocka, indie rocka. My nie dokońca wiemy co te terminy oznaczają i wolimy posłużyć się określeniem: względnie spokojna, akustyczna muzyka. Płyta "Occasion For Song" szczególnie przypadła nam do gustu. Powstała ona na kanwie tragedii, która dotknęła członków zespołu, gdy jeden z nich utopił się w 2008 roku. Jest dosyć refleksyjna, delikatna, subtelna a także nasiąknięta pewną dozą smutku oraz nadziei. Teksty na płycie wymagają osobnego omówienia. Są nienachalne, eleganckie, podobnie jak sama płyta. Zachwyca na niej umiejętne użycie gitar elektrycznych, akustycznych czy banjo w kreowaniu nastroju. Całości dopełnia głos wokalisty, który sprawia wrażenia człowieka doświadczonego przez życie. Dzieło powinno się przede wszystkim spodobać fanom Tindersticks (przede wszystkim) Nicka Cave'a, Billa Callahana oraz Bonnie'go "Prince'a" Billy'ego (niezła błazenada z tymi apostrofami).

Wyróżnione utwory: "JD's Blues", "Work Song", "Basket Of Light", "Portsmouth, Ohio"
Werdykt: Zdecydowanie warto posłuchać przed pogrzebem (albo po pogrzebie, gdy nie nasz).

https://soundcloud.com/misrarecords/the-black-swans-portsmouth


publicité - popularność

W końcu większy lans niż z Ray-banami

Za niedługo będziemy świadkami wpuszczenia na rynek produktu Google pod nazwą Google Glass. Są to okulary łączące się z Internetem, które dostarczają ich użytkownikowi odpowiednich informacji o świecie przez niego oglądanym; tłumaczą na bieżąco zasłyszany dźwięk, robią zdjęcia na życzenie, nagrywają filmy, pokazują godzinę itp. Dla nas jest to dobitny przykład tego, że rozwój technologii wywiera bezprecedensowy wpływ na zmiany w dzisiejszym świecie. Dawny, scholastyczny typ uprawiania nauki traci na znaczeniu na naszych oczach. Czy nadal tak samo sensowna jest gruntowna nauka, gdy posiada się urządzenie, dzięki któremu możemy skorzystać z całej wiedzy ludzkości w mgnieniu oka? Dla nas to przykład triumfu ideologii zwanej transhumanizmem, której postulatem jest doskonalenie istoty ludzkiej pod wpływem wytwarzanej przez niego wysokiej technologii. Pozostają pytania do rozważenia: jak te wynalazki wpłyną na losy świata i jak na nierówności kształtujące się pomiędzy i w obrębie społeczeństw, które zapewne w rychłym tempie będą się pogłębiać z pokolenia na pokolenie.

http://www.google.com/glass/start/what-it-does/

P.S. Nie dostajemy pieniążków od Google (chociaż nie zaszkodziłoby)

Jak być oryginalnym?

Sądziliśmy, że tworząc tytuł tego bloga zdobyliśmy się na oryginalność. Byliśmy w błędzie. Jak podaje pewne łącze internetowe, istnieją takie rzeczy jak vouchery na pogrzeby. To pewnie tak, jak nie wejść do Starbucksa po kawę, gdy ma się ku temu chęć, sposobność i środki. Już pewnie wielu wymyśliło podobne hipsterstwo.

Link: www.mojawyspa.co.uk/artykuly/22779/Wygraj-pogrzeb-w-aptece

voucher - "czek podróżny na podstawie którego zagraniczny turysta uzyskuje różne świadczenia"

Po co pisać to ścierwo?

Przebrnąwszy przez ten podstawowy dylemat napisaliśmy pierwszą notkę. Razem zgodnie doszliśmy do wniosków, że nie znamy zbytnio powodów kierujących ludźmi przy pisaniu blogów. Wydaje się nam, że często wypływa to z naturalnej, niekoniecznie uświadomionej potrzeby i wtedy jest to najwartościowsza, najmądrzejsza działalność; taka jak wydalanie moczu lub drapanie się po plecach. Dla nas pisanie tego bloga to emanacja woli mocy, co może świadczyć o tym, jak boleśnie jesteśmy skażeni zarazą intelektualizmu. Nie chcieliśmy być jednak większymi ludzkimi kukłami, niż jesteśmy i skierowaliśmy się w stronę działania.